sobota, 17 grudnia 2011

mariusz przybylski digital

Mariusz Przybylski kojarzy mi się ze świetnie skrojonym, niebanalnym, nieco androgenicznym garniturem. Z oszczędną zmysłowością i balansowaniem pomiędzy konwencjami. Na granicy była także jego najnowsza kolekcja. Było futurystycznie i geometrycznie (wreszcie scenografia, która pozwoliła odpocząć od mocno eksploatowanych postindustrialnych hal), ale czy nowatorsko? Jeśli chodzi o część damską zabrakło mi świeżości i nonszalancji. Za dużo błysku, a przed kiczem kolekcję broniły jedynie oszczędne kroje. Mocno wieczorowe cekiny i frędzle wyglądały nieco przypadkowo i wtórnie, pobrzmiewając echem lat 80. Zdecydowanie lepiej wypadły mniej ekstrawaganckie pomysły, klasyki Przybylskiego - garnitury. Perfekcyjnie skrojone nie tylko na męską sylwetkę, w mniej oczywisty sposób podkreślały kobiecą zmysłowość. 
Całość wydaje się być zbyt mocno różnorodna, przy jednoczesnej powtarzalności form. W męskich propozycjach widać dużo bardzo ciekawych interpretacji minimalizmu lat 90, nawiązujących do projektów Helmuta Langa czy Hedi Slimane. Dużo interesujących detali - konstrukcyjnych szwów, zamków błyskawicznych czy patchworkowych połączeń. Natomiast w innych propozycjach pewna toporność, ciężkie moduły z cekinów, męcząca geometria. 
Tą kolekcją Przybylski wiele obiecuje, pozostawia niedosyt.  Brak powściągliwości pewna i oczywistość studzą zapał, by okrzyknąć go mistrzem modernistycznej konstrukcji. Natomiast w nowatorskich połączeniach, zaskakujących detalach, nieoczywistych materiałach leży niesamowity potencjał, nadzieja na nowoczesny, lekki minimalizm, wysmakowaną oszczędność. Czekam.






źródło: koktajl, plejada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz