Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzje. Pokaż wszystkie posty

środa, 9 listopada 2011

pinata

Co sezon niecierpliwię wyczekuję kolekcji Ani Kuczyńskiej. Wiem, że nie pójdzie na łatwiznę, nie postawi na skandal, nie zaoferuje bylejakości oprószonej dla efektu kolorowym lukrem. Kiedy pojawiły się zajawki letniej kolekcji, byłam zaintrygowana. Projektantka wspomniała bowiem, że do pracy zainspirowały ją czasy słynnego studio 54. Ostentacyjnie dekadenckie stroje Bianci Jagger czy luksusowo cekinowe kombinezony Diany Ross nie są tym, co kojarzyłoby się z firmowym minimalizmem Ani Kuczyńskiej. Wszystko stało się jasne po piątkowym pokazie Pinaty.



O samym pokazie pisano dużo. Że tłum, że niewiele osób mogło zobaczyć pląsy modelek, tańczących w rytm disco wewnątrz butiku. Że gościem specjalnym była Doda, i jak to Doda, prowokowała gołą pupą i wyzywającymi ruchami. Nie jestem specjalną fetyszystką damskich pośladków, więc goła pupa Dody nie przysłoniła mi kontekstu, w jakim wymieniona część ciała się znalazła. Jak większości gości, niedane było mi dokładne obejrzenie pokazu. To, co udało mi się zobaczyć, wymagało sporej gimnastyki. Pozostawało jedynie chłonąć atmosferę, która, przyznaję może naiwnie, była genialna. Dobra muzyka, błysk fleszy, migające między ludźmi modelki, mocna energia. Zaostrzyła apetyt na to, by kolekcję zobaczyć w całości i ze szczegółami.



Po obejrzeniu zdjęć z lookbooka, wszystko układa się w całość. Zaskakującą, sprawnie pomyślaną. W wykonaniu Kuczyńskiej, minimalizm może być sexi. Może być ostentacyjny, prowokujący, pozostając przy tym niezaprzeczalnie wysmakowany. Proste bluzki zyskują dzięki odważnym rozcięciom, baskinki dodają kobiecości. Oszczędna zmysłowość brzmi jak oksymoron, ale u Kuczyńskiej wszystko tworzy logiczną całość. Doskonałe materiały, konkretne faktury i proste kroje powściągają luksusowy styl lat 70. Kolekcję rygorystycznie spina ograniczona paleta, zapewniając czystość linii i estetyczny porządek.
Mimo oczywistych inspiracji, Pinata jest niesamowicie nowoczesna, świeża. Minimalizm ze szczyptą dekadencji zyskuje nowego wymiaru. Jednocześnie nowatorski i klasyczny, w moim subiektywnym odczuciu, stawia Anię Kuczyńską na piedestale polskiej mody.




źródło: aniakuczynska

wtorek, 18 października 2011

wiola wołczyńska grey label

Wiola Wołczyńska jest projektantką, która tworzy z myślą o kobietach. Pozwala im być sobą. Jej ubrania są delikatne, ale również wyraziste, zmysłowe, ale powściągliwe. Łączy kontrasty tak samo sprawnie, jak układa fałdy materiału. Główną zaletą Wołczyńskiej jest subtelność. Nie wymyśla nic na siłę, szuka własnej drogi.



Wraz z jesienną kolekcją widać, że projektantka dojrzewa. Jest bardziej powściągliwa, lepiej edytuje swoje pomysły. Z korzyścią dla projektów. Wyciszona paleta (nazwa zobowiązuje) podkreśla delikatność form, co jest niezłym osiągnięciem, zważywszy na to, że Wołczyńska korzysta głównie z wełny i ciężkich dzianin. Widać przemyślaną konstrukcję, zdecydowane cięcia. Kolekcja idealnie codzienna, a łatwo zmienia się w bardziej wieczorową. Brakowało mi w Polsce projektantki, która w ten sposób łączy subtelność z siłą, tworzy casual, który spokojnie można by uznać za wyjściowy. Nie przerysowuje kobiecości, jest fantastycznie praktyczna i jednocześnie bardzo poetycka.



poniedziałek, 12 września 2011

i will always love you, Helmut

Helmut Lang jest moim ulubionym projektantem. Czy to kilkanaście lat temu, kiedy osobiście tworzył swoje minimalistyczne kolekcje, czy teraz, kiedy jego marka należy do Link Theory, a projektowaniem zajmują się Michael i Nicole Colovos. Udało im się płynnie przejść od stylu założyciela, do tego, co proponują sami. A Helmut? Znudzony modą zajął się sztuką. Niedawno pociął doszczętnie swoje archiwalne kolekcje i przerobił je na rzeźby. W efekcie powstała wystawa Make It Hard, którą można podziwiać w jednej z nowojorskich galerii. I wszyscy są zadowoleni.
 


Wiosenny pokaz to pierwsze show zorganizowane od kiedy w HL działają państwo Colovos. Do tej pory marka prezentowała oszczędne lookbooki, na których strukturalne ubrania nabierały surowości i dostojności. Kiedy stroje wyszły na wybieg nabrały siły i życia. Kolekcja jest lekka, zmysłowa i jednocześnie mocno architektoniczna. Pojawiają się kolory - głównie żółty przeniesiony z prac Richarda Serry. Całość jest mocno energetyczna, choć delikatna.



 
źródło: style

W tej kolekcji Michael i Nicole Colovos zawarli całą esencję stylu marki. Są fantastyczne żakiety, o organicznej formie lub precyzyjnych, architektonicznych liniach. Sukienki z delikatnych materiałów nabierają wyrazu dzięki asymetrycznym cięciom. Idealnie skrojone spodnie, które wyglądają na tak wygodne, jakby były z dresu. Mnóstwo grających ze sobą przeciwieństw sprawiających, że ta kolekcja jest świeża, nowoczesna i miejska. Zero fanaberii, wszystko idealnie nadaje się do noszenia. Nie ma tu ani jednej rzeczy, której nie chciałabym mieć w swojej szafie.



źródło: dazeddigital

Dobrze jest widzieć, że Helmut Lang coraz bardziej stawia na dodatki. W zeszłym roku były to piękne torby z mięciutkiej skóry, teraz są to nowoczesne szpilki  i platformy zaprojektowane przez Alejandro Ingelmo. 
Jest wszystko  z czego słynęły projekty Langa: precyzyjne krawiectwo - jest, nowoczesna stylistyka - jest, wysoka jakość - jest, archietktoniczna czystość - jest, inspiracje sztuką - są. Brawo dla państwa Colovos. A ja, niiezależnie co jeszcze w imię sztuki podrze Helmut, będę go kochać na zawsze.




piątek, 2 września 2011

złota dziewczyna


Poważnie, Phoebe Philo jest współczesnym Midasem – wszystko, czego dotknie natychmiast odnosi sukces. Kiedy pracowała dla Chloe jej zwiewne sukienki połączone z ciężkimi dzianinami nosiły wszystkie modne dziewczyny. Dzięki Philo paryska marka znowu była na topie. Kiedy projektantka zdecydowała się odejść ze świata mody, by zająć się życiem rodzinnym wszyscy byli w szoku. Wiadomo – branża jest bezwzględna, a pamięć klientów krótka.



Jednak sztywne zasady nie są dla Phoebe. Nie dość, że po przerwie dom mody Celine zaproponował jej pozycję dyrektor kreatywnej, to jeszcze Philo zorganizowała prawdziwą modową rewolucję. Tak, jak wcześniej Chloe, dziś Celine jest jedną z najgorętszych marek, a projekty Philo natychmiast zamieniają się w must-have. Projektantka nie tworzy już romantycznych, delikatnych kolekcji, ale mocno stąpa na ziemi.
Kolekcje dla Celine do utylitarny szyk. Od wąskich spodni, przez wygodne dzianiny i wełniane płaszcze, wszystko odszyte jak od linijki, Philo proponuje proste elementy klasycznej garderoby. Nie szokuje, nie eksperymentuje. Doskonale wie, czego chce, a jej twórcza pewność wyraża się w nowoczesnych, miejskich kolekcjach.



Phoebe Philo idealnie wyczuwa czego pragną dojrzałe dziewczyny z miasta. Sama jest jedną z nich, i to tą najfajniejszą. Klasyka od Celine jest ultra prosta, bez zbędnych dodatków, prawie surowa, perfekcyjna. Bez nadęcia, bez przesady. Philo idealnie miesza męskie z damskim, lekkie z ciężkim. W nadchodzącym sezonie stawia na więcej luksusu – proponuje patchworkowe futra, miękkie kaszmiry. Bawi się geometrią i kolorami, choć bez szaleństw. Szyje proste sukienki na dzień, zabójcze spodnie – idealnie skrojone, „ulepszające” proporcje. Wprowadza sportowe elementy interpretując na nowo garderobę dżokeja. Projektuje mistrzowskie dodatki. Sporo matematycznej precyzji, zdrowo rozsądkowych obliczeń i szczypta intuicji. Prosty przepis na sukces w wydaniu perfekcyjnej Phoebe Philo.




źródło: style

wtorek, 23 sierpnia 2011

helmut lang jesień zima 2011/12

Michael i Nicole Colovos są godnymi zastępcami Helmuta Langa. Kontynuują tradycję prostego, przemyślanego designu wykraczającego poza sezonowe trendy. Ich kolekcje inspirowane są miejską architekturą i współczesną sztuką. To przede wszystkim czyste linie, wyciszona kolorystyka skupiona wokół bieli, szarości i cieni. Wygodny luksus, praktyczny szyk. Zimowa kolekcja nie stanowi wyjątku.




Pomimo ograniczonej palety kolorów, zastosowanie wielu materiałów i faktur sprawiają, że kolekcja jest bardzo różnorodna. Najmocniejszym punktem są kurtki i płaszcze, z łączonych futer, skór i dzianin. Asymetryczne kroje, zróżnicowane warstwy. Co poza tym? Proste sukienki, świetnie skrojone żakiety i spodnie z doskonałych materiałów. Dopracowane, przemyślane. Wyróżniają się ciekawe kroje, mistrzowskie połączenia. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, ta kolekcja jest bardzo luksusowa jak na dotychczasowe projekty z metką Helmut Lang. Przede wszystkim dzięki futrom, które w ich wykonaniu są wyjątkowo nowoczesne i miejskie.



Duet projektantów stawia na wyrazisty, choć nie krzykliwy styl, przypominający niekiedy propozycje Ricka Owensa. Michael i Nicole Colovos stawiają na ciekawe połączenia, na kontrastowanie miękkich tkanin i ostrych, mocnych form. Ich propozycje opierają się sezonowym zmianom, są ponadczasowe, mimo że nazwanie ich klasycznymi byłoby sporym nadużyciem. Wszystko jest bardzo spójne, mimo że projektanci stworzyli bardzo zróżnicowane sylwetki - są tu i długości mini, midi i maksi, wąskie i szersze spodnie, wyraziste lub delikatnie udrapowane góry. Wszystkie rzeczy można miksować do woli, wszystko idealnie łączy się ze sobą.


źródło: style.com

niedziela, 14 sierpnia 2011

w burberry pada

Bardzo długo byłam fanką Christophera Baileya projektującego dla Burberry. Podobała mi się jego nieco poetycka, a zarazem współczesna estetyka. Odwołania do tradycji, do historii i kultury, a także nowoczesne, miejskie kroje, luz i nonszalancja. Nie tylko doskonałe trencze, ale także dzianiny i sukienki. Tymczasem, zarówno kolekcja letnia jak i ta na jesień zimą 2012 mocno mnie rozczarowały. 





Kolekcją poświęconą Jean Shrimpton, projektant starał się przywołać estetykę lat 60. Nawiązywały do niej nieco geometryczne fromy sukienek i płaszczy, obniżone talie, zaokrąglenia. Zabrakło jednak tej nuty współczesności, którą do tej pory zręcznie posługiwał się Bailey. Kolekcja wydaje się zbyt mocno zakorzeniona w przeszłości, ciężka, pozbawiona polotu. Mi osobiście najmocniej przeszkadza paleta kolorów - zgrzytają i męczą. Przez to całość wydaje się nieco tandetna. Za dużo wariacji na temat okryć wierzchnich, przydałoby się więcej sukienek - dziewczęcych i swobodnych, jakie Bailey z pewnością potrafi stworzyć. Więcej zestawów, świetnie skrojonych spodni, więcej rock&rolla.





To, co jest plusem tej kolekcji to zabawa materiałem, ciekawe połączenia, świetne torby. Łączenie kontrastujących faktur nadało całości odrobiny nowoczesności, czyniąc ją w miarę strawną. Interesująca była także oprawa pokazu i jego finał - efektowny przemarsz modelek wśród deszczu do jednej z piosenek Adele.




źródło:style

luks

Michael Kors od zawsze kojarzył mi się z klasyką i luksusem. Pamiętam jego proste, wysmakowane i eleganckie projekty dla Celine, na długo przed tym jak markę zrewolucjonizowała Phoebe Philo. Później Kors przypomniał mi się występami w Project Runway, gdzie co tydzień oceniał starania młodych projektantów, wykazując się specyficznym poczuciem humoru. Niedawno Michael obchodził okrągłą rocznicę działalności - 30 lat w biznesie. Dlatego swoim pokazem na jesień zima 2012 powrócił do korzeni - lat 70. Cekiny, drapowania, kombinezony - jednak bez odrobiny kiczu, za to z pełnym wysmakowaniem. 




Doskonałej jakości materiały, proste fasony - z jednej strony zachowawcze, z drugiej - klasycznie eleganckie. Bez przesady, zrelaksowane, a wciąż stylowe. Począwszy od lejących się kombinezonów, piżamowych spodni na fajnych dzianinach skończywszy - to idealne, miejskie ubrania dla dojrzałych kobiet ceniących wygodę i luksus. Minusem są jedynie ostentacyjne futra. 




W tym sezonie Kors zaskoczył mnie dodatkami - piękną biżuterią i butami. Plusem jest też to, że na wybiegu pojawiło się sporo znanych, a dawno niewidzianych twarzy -Danielle Zinaich, Angela Lindvall oraz Frankie Ryder. Praktyczne podejście i głowa do interesów na pewno zapewnią Korsowi kolejne dekady w biznesie.








źródło:style

niedziela, 31 lipca 2011

super modern squaw

Sezon jesień zima 2011/12 to kolejny sukces Isabel Marant. Od kilku lat francuska projektantka bezbłędnie wyczuwa co chcą nosić modne dziewczyny z nad Sekwany i nie tylko. Kluczem popularności czterdziesto kilku letniej Marant jest jej pragmatyczne podejście do mody oraz wieloletnie doświadczenie. Projektanta pracowała u najlepszych – między innymi u Yohji Yamamoto i w Chloe. Własną marką kieruje od 1994 roku, jednak prawdziwy sukces odnosi zaledwie od kilku lat.


Wcześniej szykowne i lekkie stroje od Marant były modowym sekretem najlepiej ubranych Francuzek. Marka jest bowiem uosobieniem francuskiego stylu – niedoskonale doskonałego, nonszalancko klasycznego, nie do podrobienia. Ubrania od Marant mają podobno jeszcze jedną zaletę – są po prostu wygodne. Projektantka każdą rzecz testuje najpierw na sobie – nosi po domu, zakłada do kina czy na kolację. Jeśli nie czuje się komfortowo dana rzecz nie znajdzie się w kolekcji.

     Propozycje na nowy sezon to kolejna wariacja na temat paryskiej dziewczyny. Eklektyczny zbiór płaszczy, żakietów, dzianin i sukienek Marant łączy tak, by wszystko wyglądało lekko, naturalnie i przypadkowo. Pojawiło się dużo ciekawych faktur, dzianin, skór, jeansu i jerseyu. Tym razem projektantka przeniosła się w rejony Dzikiego Zachodu, nawiązując do indiańskich piór czy kowbojskich frędzli. Może niekiedy Marant cytuje zbyt dosłownie, pokazując sukienki dla współczesnej squaw, jednak cała stylizacja nadaje luzu i nonszalancji. Projektantka sprawia, że ocierające się o kicz elementy wyglądają niebywale cool. Jeśli ktoś może mnie przekonać do białych kozaków, to tylko Isabel Marant.

źródło: elle.com