Bardzo długo byłam fanką Christophera Baileya projektującego dla Burberry. Podobała mi się jego nieco poetycka, a zarazem współczesna estetyka. Odwołania do tradycji, do historii i kultury, a także nowoczesne, miejskie kroje, luz i nonszalancja. Nie tylko doskonałe trencze, ale także dzianiny i sukienki. Tymczasem, zarówno kolekcja letnia jak i ta na jesień zimą 2012 mocno mnie rozczarowały.
Kolekcją poświęconą Jean Shrimpton, projektant starał się przywołać estetykę lat 60. Nawiązywały do niej nieco geometryczne fromy sukienek i płaszczy, obniżone talie, zaokrąglenia. Zabrakło jednak tej nuty współczesności, którą do tej pory zręcznie posługiwał się Bailey. Kolekcja wydaje się zbyt mocno zakorzeniona w przeszłości, ciężka, pozbawiona polotu. Mi osobiście najmocniej przeszkadza paleta kolorów - zgrzytają i męczą. Przez to całość wydaje się nieco tandetna. Za dużo wariacji na temat okryć wierzchnich, przydałoby się więcej sukienek - dziewczęcych i swobodnych, jakie Bailey z pewnością potrafi stworzyć. Więcej zestawów, świetnie skrojonych spodni, więcej rock&rolla.
To, co jest plusem tej kolekcji to zabawa materiałem, ciekawe połączenia, świetne torby. Łączenie kontrastujących faktur nadało całości odrobiny nowoczesności, czyniąc ją w miarę strawną. Interesująca była także oprawa pokazu i jego finał - efektowny przemarsz modelek wśród deszczu do jednej z piosenek Adele.
źródło:style
Ciekawe dodatki (toreeebki!), ale faktycznie, w kolekcji za dużo "ciężkiej historii". A szkoda.
OdpowiedzUsuń