czwartek, 14 lipca 2011

LOOKSFERY.COM

TOM FORD WRACA I ROBI PORZĄDEK

Kiedy amerykański Vogue opublikował zdjęcia pierwszej kolekcji Toma Forda, którą projektant sygnuje własnym nazwiskiem, świat mody zawrzał. Przepiękna sesja autorstwa Stevena Meisela prezentuje fantastyczne stroje w stylu glamour, wyrafinowanej klasyki wpisującej się w kanon nowoczesnej elegancji, a przede wszystkim stroje będące w opozycji do panujących obecnie trendów. Powrót Toma Forda wiąże się nie tylko ze zmianami na poziomie sezonowych tendencji. Bardzo możliwe, że jego obecność w świecie mody zaowocuje przemianą sięgającą o wiele dalej. 


Ford jest odpowiedzialny za porno chic - styl, który wylansował w trakcie ponad dziesięcioletniej pracy dla Gucci, a który zdołał się utrzymać niemal przez dekadę. Stroje, które proponuje teraz są dalekie od tej konwencji, bliższe może projektom Forda dla YSL- zdecydowanie bardziej dojrzałe, spektakularne, bogate, choć w pewien sposób także surowe. Kobieta w sukience od Forda uwodzi, a jednocześnie trzyma na dystans. Projektantowi udało się już raz wykreować styl, który nie poddał się zmiennemu charakterowi mody. Czy w przyszłym sezonie będziemy świadkami narodzin ponownej hegemoni Forda? To, że projektant ma plan, jest pewne- świadczyć o tym może chociażby sposób, w jaki zdecydował się pokazać swoją pierwszą kolekcję. Cicha prezentacja, na którą zaproszono tylko setkę gości utrzymana była w największej tajemnicy. Wszystkich, oprócz ekscentrycznego Terry’ego Richardsona obowiązywał zakaz fotografowania. Do współpracy przy pokazie Ford zaprosił swoje przyjaciółki i muzy- Lauren Hutton, Liyę Kebede, Stellę Tennant, Amber Vallettę, Karen Elson, Julianne Moore czy Daphne Guinness.  Z pewnością było to jedno z najważniejszych wydarzeń sezonu. I podczas gdy wszyscy niemal na wyścigi oglądali zdjęcia z pokazów Burberry, Celine czy Diora, Fordowi udało się zachować własne prace w sekrecie. Dopiero w połowie listopada można było zobaczyć pierwszą odsłonę letniej kolekcji. Oczywiście, na warunkach podyktowanych przez kreatora. W grudniowym numerze amerykańskiego Vogue’a ukazały się zdjęcia najpiękniejszych modelek i muz projektanta, którym sam towarzyszył, idealnie wystylizowany. Kreacje w obiektywie Stevena Meisela wypadają perfekcyjnie. Mimo eklektyzmu, są absolutnie eleganckie i wyrafinowane, choć jednocześnie delikatne. Czuć w nich zarówno inspirację glamourem lat 70, jak i czerpanie z lat 20. Równocześnie Ford udowodnił, że tajemnica ma siłę.


Powyższe zdjęcia pochodzą ze strony  vogue us

Oprócz kolekcji, duże zainteresowanie budzi także to, co projektant mówi w udzielonym z tej okazji wywiadzie. „Nie rozumiem potrzeby, żeby zobaczyć wszystko dzień po pokazie. To nie służy klientom, którzy stanowią o mojej pracy, a nie dziennikarze czy modowy system. Pokazywać coś, co w sklepach ma się pokazać dopiero za sześć miesięcy, po to by zaraz zobaczyć w tym jakąś gwiazdę, która z kolei zaraz trafi do rankingu w jakimś magazynie? Moja klientka nie chce nosić tego, co zobaczyła na kolejnej gwiazdce”. Mocno powiedziane, jak na ulubieńca światowych celebrities. Projektant oficjalnie rozpoczął walkę z dominacją fast fashion. Biorąc pod uwagę bezbłędność jego dotychczasowych posunięć, bloggerzy nie powinni spać spokojnie. Z jednej strony, możliwość obejrzenia odbywających się dzień wcześniej pokazów tworzy nić porozumienia, jednoczy świat mody, z drugiej, ten nieograniczony dostęp do kolekcji odziera je z wyjątkowości. Moda stała się tą przysłowiową kulą śnieżną, która toczy się coraz szybciej. Dziś nie wystarczy być o krok do przodu. Najlepszym przykładem na to, że Internet wymknął się spod kontroli jest to, co stało się z kolekcją Albera Elbaza dla H&M. Lanvin loves H&M była jedną z najbardziej wypromowanych kolaboracji szwedzkiej sieci. Była też jednym z najpopularniejszych tematów na wszelkiego rodzaju blogach. Pomijając świetny film reklamowy i sesję zdjęciową, promocja tej kolekcji przypominała cyrk. Nim jeszcze sukienki w tak charakterystycznym dla Lanvin stylu trafiły do sklepów, już można było zobaczyć je na niektórych blogerkach. Z drugiej strony na portalach krążyły plotki, jakoby sukienek przed premierą sklepową odmówiono samej Madonnie. Jeszcze nim kolekcja trafiła do oddziałów H&M, jej wszechobecność zdecydowanie osłabiła prestiż, z jakim łączyła się współpraca z Lanvin. Internet wiąże się także z coraz silniejszą pozycją kolejnych „ikon” stylu. Obecność bliźniaczek Olsen, ilość zdjęć Kate Moss, listy najlepiej ubranych, na których pojawiają się Carrey Mulligan, Alexa Chung czy ostatnia protegowana Anny Wintour, Blake Lively, jest porażająca. Idąc za ciosem, Google stworzyło internetowe butiki, które umożliwiają naśladowcom bezbłędne kopiowanie stylu danej „ikony”. Sklepy mają tam nie tylko aktorki, ale także najpopularniejsze bloggerki. Słowa Forda nabierają w tym przypadku nowego znaczenia i można mieć cichą nadzieję, że jego działania ograniczą choć trochę tę manię naśladowczą.  

źródło: skan, Harper's Bazaar UK

Sam Ford jest kwintesencją stylu niepoddającego się zmiennym trendom i kaprysom mody. W perfekcyjnie dopasowanym garniturze i rozpiętej pod szyją koszuli, wygląda dokładnie tak, jak sześć lat temu, kiedy opuścił Gucci i YSL. Kiedy kolekcja Teksańczyka jechała do butików, branża wrzała na temat grudniowego numeru Vogue Paris, który gościnnie zredagował projektant. 49-letni Mr. Ford- jak życzy sobie by go teraz nazywano- powrócił, by ponownie wywrócić świat mody do góry nogami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz