Entuzjastycznie przyjętą kolekcją Australia, Łukasz Jemioł wysoko ustawił poprzeczkę nie tylko innym projektantom, ale także sobie. Dobra organizacja, ciekawa scenografia, solidne ubrania - wszystko składało się na image dojrzałego projektanta z określoną wizją. Nie można tego powiedzieć o wczorajszym pokazie.
Po pierwsze, zawiodło miejsce - wąskie korytarze i małe pomieszczenia Galerii Porczyńskich. Kolejnym słabym punktem była prezentacja kolekcji, inspirowanej latami 20, a pokazanej wśród XVIII wiecznego malarstwa portretowego.
Projekty nawiązywały do stylistyki art deco - Jemioł sięgnął po cekiny, zderzając je z innymi fakturami. Formy potraktował raczej swobodnie, stawiając na luźniejsze sylwetki. Nie zagrały kolory, dość monotonne szarości przełamane niezgrabnie dziwnym odcieniem błękitu i zieleni. Widać było także problemy z wykończeniem.
Z plusów, Łukasz Jemioł trzymał się swojej sprawdzonej formuły na okrycia wierzchnie - wojskowe płaszcze z podniesionym kołnierzem, postrzępione kożuchy z asymetrycznym zapięciem, w mniej oczywisty sposób nawiązywały do lat 30. Jednak w całości, kolekcja nużąca i w dużej mierze bez pomysłu. Zabrakło spójności, dominującej idei, która nadałaby ton.